Welcome To Netflix

niedziela, 31 maja 2015

TOREBKI, TOREBECZKI, TOREBUSIE...

Od zawsze myślałem, że noszenie torebek to kobieca domena. Myliłem się.
Panowie też zaczęli nosić torebki, torebeczki, torebusie...
Gdyby to jeszcze miało męski fason, gdyby nie stawiało znaku zapytania...
Jest też pewien margines błędu, który kobiecie nosi torebkę, to już zupełne nieporozumienie...

Z racji pracy obserwuję klientów, obsługuję klientów i dostrzegam dwie skrajne sytuacje: z jednej strony coraz większe zniewieścienie, wręcz jak tak dalej pójdzie grozi nam seksmisja (mam nadzieję, że jednak nie), z drugiej coraz większa niechlujność, brak dbałości o własny wygląd, bez wpadania w skrajności w skrajność i co przykre i razi, coraz większa otyłość. Zastanawiam się, jak taki męski osobnik prosperuje, któremu wielka, okrągła poduszka zasłania... przez grzeczność pominę, co mu zasłania... Jak żyje, porusza się, prosperuje...

I jak śpiewała swego czasu Danuta Rinn... Gdzie ci mężczyźni prawdziwi tacy...
No właśnie, co z wami Panowie?

sobota, 30 maja 2015

Traktat o Weronice

Przecież Cię nie znam, więc dlaczego myślę o Tobie, dlaczego imię Weronika drga, jak kamerton w mojej głowie, dlaczego twarz przypadkiem spotkana w wirtualnym świecie powraca na nowo, dlaczego ja powracam do niej...

przecież Cię nie znam, a jednak, gdy widzę Twą twarz, widzę i dostrzegam spokój, słyszę bicie serca, myśli ciche, czasem może niespokojne, choć tylko zgaduję... imię Twoje tak bliskie duszy Twojej, imię Twoje, nie potrafię ubrać w słowa, jak brzmi w mym umyśle, a jednak jest mi bliskie..

Opinia 50 stron...

A to oznacza, że lektura wciąż w toku, choć do końca bliżej, niż dalej. Jeśli faktycznie jest tak, jak podaje okładka to tylko pozazdrościć, że przesłana powieść z marszu zyskała uznanie wydawnictwa. Bo i nie byle jaka to powieść.
Te pięćdziesiąt stron przeleciało mi przed oczami nawet nie wiem, kiedy. Dorota Gąsiorowska z lekkością maluje swoją opowieść oprowadzając czytelnika po komnatach swojego matecznika. W intrygujący sposób opowiadając historię Łucji, która zmęczona dostatnim życiem spontanicznie przenosi się na prowincję. Życiem, które dla pięknej, zamożnej kobiety stało się puste, kiedy wygasła miłość, a jej mąż po kilkunastu latach stał się jej zupełnie obcy.
Obietnica Łucji jest obietnicą miłej dla oka i kuszącej dla ducha bardzo życiowej opowieści, która praktycznie sama się nam opowiada. Piszę to z nieco dalszej perspektywy, niż pierwsze pięćdziesiąt stron. Słowo końcowe jest zapewne kwestią czasu, jak i ostateczna ocena, bo na razie lekką ręką jestem jej w stanie przyznać siedem gwiazdek.
Wydawnictwo Znak​ poleca..:)

koominek.blogspot.com - pięćdziesiąt sześć tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...

Pełne spojrzenie na Obietnicę Łucji można znaleźć w tym linku.

środa, 27 maja 2015

Czerwony Smok (2002)

Po Milczeniu owiec i Hanibalu przyszła pora na ostatnią część trylogii, a jednocześnie pierwszą chronologicznie - Czerwony Smok. Wspólnym mianownikiem jest tu demoniczna postać Hanibala Lectera, budząca grozę i przerażenie, a jednocześnie respekt nad siłą umysłu i charakteru.
Warto zauważyć, że wszystkie trzy filmy są adaptacjami bestsellerowej trylogii Thomasa Harrisa. W 1986 roku Michael Mann sięgnął po Czerwonego smoka by w filmie Manhunter przedstawić nieco inną wersję tej książki, jednak mimo upływu lat film ten nadal tkwi w mej pamięci. Ciekawostką jest fakt, iż autor zdjęć Dante Spinotti nie tylko nakręcił zdjęcia do Czerwonego smoka, ale dwukrotnie współpracował również z Michaelem Mannem, podczas wspomnianego Manhunter oraz Ostatni Mohikanin. Był również autorem zdjęć w filmie Tajemnice Los Angeles.
Jest jeszcze jeden istotny łącznik, scenariusze Milczenia owiec i Czerwonego smoka są dziełem jednej osoby. Ted Tally dwukrotnie oddał tą niesamowitą atmosferę. Teraz wychodząc na spotkanie Czerwonemu smokowi możemy być pewni, że bez wątpienia wyjdziemy z kina przytłoczeni brzemiem mroku, zbrodni i takiego okrucieństwa, jakiego nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.
Po raz trzeci w postać Hanibala Lectera wcielił się Anthony Hopkins i ponownie powrócił do swojej celi, by siać przerażenie, a także manipulować ludźmi na odległość. Obok Anthonego Hopkinsa pojawiają się w filmie inne, znane i uznane nazwiska. Jeszcze dwie postacie dopełniają konstrukcji tego pełnego mocy trójkąta. Edward Norton, jako były agent FBI Will Graham, kiedyś o mało nie zginął z rąk doktora Lectera, teraz po latach musi ponownie spojrzeć w jego zimne i przebiegłe oczy, aby zrozumieć i poznać mordercę, działającego w zupełnie innym wymiarze. Jest tu także Ralph Fiennes, demon w skórze człowieka, człowiek w skórze smoka. W mocy Czerwonego smoka, posiadający moc, która prowadzi do zatracenia, niesie śmierć, zbrodnię i oczyszczenie.

Syriana (2005)

Bez wątpienia jest to film, do którego będziecie chcieli powrócić, aby poznać raz jeszcze tą opowieść i ponownie się jej przyjrzeć. Aby bez zażenowania powiedzieć, że nie wszystko jest zrozumiałe, logiczne i możliwe do wytłumaczenia. Gdyby Syriana była filmem miłym, łatwym i przyjemnym wysiłek wielu ludzi i ich ciężka praca - wszystko to poszłoby na marne.
Stało się jednak inaczej i dzięki temu mamy możliwość oglądania jednego z najlepszych thrillerów politycznych ostatnich lat. Syriana nie jest obrazem dla przeciętnego zjadacza popcornu. On nic z niego nie wyniesie, będzie się na nim nudził, może poczuć się zawiedziony.
Jest to obraz wyrafinowany w treści i formie, trudny w odbiorze, pełen pułapek myślowych, zaskakujący pod każdym względem. Kilka przeplatających się ze sobą wątków z polityką wielkiego formatu w tle. Losy świata spoczywające w rękach pojedynczych ludzi, a jednak oni sami to jedynie trybiki w wielkiej machinie finansowej polityki i energetycznej dominacji na rynku paliw.
Agent CIA do odstrzału, młody analityk paliwowy o krok od przełomowego dnia w swoim życiu, prawnik waszyngtońskiej firmy, który w pewnym momencie sięga po swoją szansę, a także młody, pakistański emigrant właśnie zwolniony z pracy na polach naftowych. Niby czterech zupełnie przypadkowych ludzi, ale jednak pewne sprawy, pewni ludzie, pewne wydarzenia zaczynają ich łączyć. Jeden ma wpływ na poczynania drugiego, każdy z nich święcie wierzy w to, co robi i każdy działa w przeświadczeniu, że działa w słusznej sprawie.
Syriana dotyka wielu ważnych zagadnień. Dla mnie zaskakującym, a jednocześnie dającym do myślenia był sposób „werbowania” nowych wyznawców prawdziwej religii, która nam znana jest pod nazwą, terroryzm. A jednak Wasim naprawdę uwierzył, że postępuje słusznie w krytycznym momencie swego życia.

wtorek, 26 maja 2015

Marek Krajewski - W otchłani mroku

Kiedy spoglądasz na Wrocław oczami Marka Krajewskiego odbija się w nich również inne, jakże ważne miast Lwów. Przyznać się muszę, że już po Liczbach Charona poznanych swego czasu zupełnie przypadkiem postanowiłem sobie zgłębić pozostałą twórczość autora, jednak bieg wypadków nadał mojemu postanowieniu zupełnie inny wymiar.
Teraz, gdy jestem po lekturze jego najnowszej powieści W otchłani mroku postanowienie to nabrało ponownie istotnego znaczenia. I nie ma się, czemu dziwić, gdyż odczuwam niedosyt w poznawaniu i odkrywaniu pasjonujących losów Edwarda Popielskiego.
Rzucony w powojenny, zniszczony Wrocław, w którym prawo wciąż nie potrafi się odnaleźć, a zmuszone do współżycia wegetują obok siebie nacje wyzwolicieli i wyzwolonych. Okupantów i tych wszystkich, którzy w powojennym Breslau, tak, jak Edward Popielski szukają swojego życiowego azylu w nowej, niezbyt korzystnej rzeczywistości.
A ta sama w sobie nie tylko nie jest łatwa, ale naznaczona też pasmem udręk i cierpienia, gdy zaczynają znikać młode niewiasty, wcześniej brutalnie gwałcone przez rosyjskich żołnierzy. W imię nauki, gdyż los tajnych konspektów leży w jego rękach Edward Popielski zostaje zmuszony do działania, choć wiek już nie ten i możliwości również mocno ograniczone. Jednak dzięki wsparciu mniej lub bardziej przyjaźnie nastawionych kompanów stopniowo i powoli dociera do sedna prawdy, która jego samego również mocno zaskakuje.

poniedziałek, 25 maja 2015

Łowcy głów (2011)

Z dużym opóźnieniem, ale i z wyjątkową przyjemnością poznałem ostatnio film, który nie bez powodu zbierał laury na całym świecie. Skandynawski thriller, który już od pierwszych minut przyciąga uwagę widza i aż do końca ją na sobie skupia. Zbrodnia doskonała, czy taka istnieje? Czy najlepszych śledczych można wyprowadzić w pole? Czy sytuacja z gruntu przegrana może nagle przybrać zgoła odmienny charakter? 
Łowcy głów te pewne nawiązanie do Ściganego choć z nim samym nie ma wiele wspólnego, to historia człowieka, który choć wydaje się, że ma wszystko zawsze pragnie mieć więcej. Jest najlepszym norweskim headhunterem, ma przepiękną żonę prowadzącą ekskluzywną galerię oraz luksusową willę. Sęk w tym, że - aby wieść wystawne życie - Roger musi od czasu do czasu uzupełniać zasoby finansowe wymyślnymi kradzieżami dzieł sztuki. 
Pewnego dnia żona przedstawia mu przystojnego klienta Clasa Greve’a (znany z serii Gra o tron Coster-Waldau), który dzięki intratnej posadzie w koncernie elektronicznym, wszedł w posiadanie drogocennego obrazu. Planując perfekcyjny napad na rezydencję Greve’a, Roger nie przypuszcza nawet, że trafił na wyjątkowo trudnego i przebiegłego przeciwnika.
Co by nie mówić, gorąco polecam.

Zajrzyj do Grupy Cinema Paradiso... :)

niedziela, 24 maja 2015

Underworld XLII

XLII

już północ
zdmuchnij świecę

noc przyszła
otwórz okno

zaczerpnij głęboko
świeżego powietrza

złóż głowę na podusi
śpij słodko..

sobota, 23 maja 2015

Maria Nurowska - Zabójca

Zabójca stanowi wyzwanie. Poprzednie powieści Marii Nurowskiej bez względu na emocjonalny ciężar poruszanej historii pozwalały prowadzić się same sprawiając miłą przyjemność w lekturze.
Tym razem jednak jest to przyjemność zupełnie innego rodzaju. Tutaj malowanie na początku jest powierzchowne, by po pewnym czasie dotknąć mocniejszych tonów. Rozlać je po całym płótnie stopniowo zastanawiając się nad tym, co dobrego może z tego wyniknąć.
Podróżny spotkany w przedziale pociągu nie odezwał się do Joanny nawet jednym słowem. Jego zachowanie było dziwne, z marszu dał do zrozumienia, gdzie jest linia, której nie wypada przekroczyć. A jednak obserwacje, jakie poczyniła Joanna w trakcie wspólnej podróży do Zakopanego, bo jak się okazało wysiadł tak, jak ona na tym samym dworcu, jednoznacznie sprawiły, że chciałaby poznać jego historię. Świadomość, że obcy po opuszczeniu pociągu klęka na peronie i unosi wzrok ku niebu tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że decyzja, którą podjęła jest nieodwracalna i jak najbardziej słuszna.
Teraz pozostaje jedynie przekonać szefa, by dał jej zielone światło do dziennikarskich poszukiwań. A co za tym idzie stworzyć na tyle doskonały materiał, który uchroni magazyn od upadku w przepaść. Stopniowo i powoli poznaje historię zagubionego górala spod samiuśkich, Tater, którego życie nie potoczyło się tak, jakby sobie tego życzył. Joanna szukając doskonałego materiału dostrzega w Adamie jedynie dziennikarski temat w żaden sposób nie dopuszczając do głosu uczuć, a tym bardziej relacji damsko-męskiej. Zwłaszcza, że Adam jej tego nie ułatwia, choć stopniowo i powoli otwiera przed nią swoją obolałą i poranioną duszę.

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona (2008)

Myślę, że jest to zarówno najciekawsza propozycja na dzisiejszy wieczór (tekst powstał jakiś czas temu i jego forma pozostanie niezmienna), ale też jest to film, który swoją konstrukcją swego czasu zburzył w posadach wszystko to, co miało do zaoferowania światowe kino.
Niezwykła i niesamowita podróż przez życie chłopca, który urodził się, jako starzec. Z upływem lat dzieje się z nim coś, czego wszyscy wokół nie potrafią zrozumieć – staje się coraz młodszy. Benjamin odrzuca, ale i przyciąga, jego ułomność tylko przez chwilę jest jego słabością.
David Fincher, to jemu zawdzięczamy Siedem i to on dosyć niedawno odkrył przed nami historię powstania właśnie tego miejsca, które dla wielu z nas stało się drugim domem, czyli The Social Network. Dzięki jego staraniom Ciekawy przypadek Benjamina Buttona zasługuje na uznanie, przyciąga uwagę, choć nie jest filmem łatwym, a także krótkim – 166 minut.
I to również dzięki obsadzie – Brad Pitt, Cate Blanchett, Julia Ormond – udajemy się w podróż na krańce ludzkiej świadomości, do świata, który zaskakuje swoją innością, ale uczy też miłości i zrozumienia dla innych.

Zajrzyj do Grupy Cinema Paradiso... :)

Kamerdyner (2014)

Miałem wątpliwości, co do tego filmu. Nie dawałem wiary wcześniej poznanym informacjom. Byłem w błędzie. Kamerdyner to obraz, który zaskakuje, poraża, onieśmiela, wzrusza. Wreszcie jest to film, który uczy nas tolerancji i świadomej walki o ideały.
Cecil Gaines, czarnoskóry kamerdyner ośmiu kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych Ameryki, dorastał na plantacji bawełny. Tragedia rodzinna sprawiła, że został domowym czarnuchem. Dzięki białej kobiecie na plantacji zyskał umiejętność, która stopniowo zaprowadziła go do Białego Domu, gdzie mottem przewodnim było - Nic nie widzieć, nic nie słyszeć.
Stany Zjednoczone Ameryki, zlepek kulturowy europejskich narodów potrzebował kilkudziesięciu lat, aby poradzić sobie z brakiem tolerancji rasowej. I były to burzliwe lata ukazane z perspektywy jednego, szczególnego człowieka, który poznał dni chwały, ale i słabości rządzących. Z czasem zyskując wśród nich prestiż, szacunek i poważanie. Jednak oddanie pracy zachwiało jego rodziną. Długotrwały rozłam ze starszym synem jest tutaj jakże wyjątkowo pokazany, z tym samym synem, który w każdy możliwy sposób walczył oto, aby jego bracia byli szanowani i mieli równe prawa. Jego rodzony ojciec potrzebował wielu lat, aby to zrozumieć.
Pomimo faktu, że w filmie Kamerdyner nie brakuje wielu głośnych i wyjątkowych nazwisk aktorów jest to rozdanie na jedną główną rolę. Forest Whitaker - nie jest wykluczone, że jako Cecil Gaines zagrał swoją życiową rolę, w której nie ma cienia fałszu lub słabości. To, co dzieje się w otaczającym go świecie, z jego braćmi maltretowanymi przez lata przez białych odbija się, jakże wyraźnie na jego twarzy.

czwartek, 21 maja 2015

Marek Krajewski - Liczby Charona

Zanim na dłużej zatrzymam się przed najnowszą książką Marka Krajewskiego, W otchłani mroku, szepnę słówko o jego starszej powieści Liczby Charona, które mają jeden, wspólny, doskonały mianownik w osobie Edwarda Popielskiego.
Nie trzeba być matematykiem, filozofem, czy badaczem Pisma Świętego, aby już od pierwszych stron poczuć lekkość tej zaskakującej pod każdym względem opowieści. 
Styl Marka Krajewskiego do tej pory mi nieznany, zaskoczył mnie wszystkim, co w dobrej powieści powinno się znaleźć. Byłem, jestem i pewnie jeszcze długo będę urzeczony podróżą do Lwowa z jego jakże egzotycznym i metafizycznym wizerunkiem z okresu przedwojennego. 
Tak subtelnie i lekko oddane wszystko to, co już jest odległą przeszłością, sposób opowieści, który nie ma sobie równych. Styl, który zaskakuje, lekko dotyka duszy i zostawia w niej swoje małe piętno.
Burzą się we mnie emocje, igrają ze sobą doznania, uczucia i myśli. Poruszone zostały liczbami i tym wszystkim, co ze sobą niosą. A liczby Charona to już nie przelewki, to czysta otchłań, która nie ma dna. To podróż, z której nie ma już powrotu, to wizja końca swoich dni, to chłodny dotyk przeznaczenia w jego najgorszej postaci. 
Komisarz Edward Popielski pragnie odmienić swój los, który od pewnego czasu nie jest dla niego łaskawy. Nie wiąże końca z końcem, jego zbyt długi język spowodował dyscyplinarne usunięcie z policji, życie osobiste też w kratkę i nagle los stawia przed nim wyzwanie – zawodowe i uczuciowe, w określonym momencie oba będą stanowiły jedność.

środa, 20 maja 2015

Kopia mistrza (2006)

Zaczarowana historia mistrza...

Mało, kto wie, że Agnieszka Holland i Ed Harris, urodzili się tego samego dnia, jedynie w odstępie dwóch lat. I nie można wymarzyć sobie lepszego prezentu na urodziny, jak premiera tak wyjątkowego filmu, wspólnego dzieła reżysera i odtwórcy głównej roli. Kopia mistrza to faktycznie film bez dwóch zdań wybitny.
I co ważne nie trzeba być miłośnikiem muzyki klasycznej, nie trzeba być melomanem, aby rozsmakować się w tym filmie, aby poczuć jego siłę, a także wielką moc sprawczą, która przyczyniła się do powstania IX Symfonii, w ostatnich latach życia kompozytora. Twórcy, który zyskał sławę, uznanie i szacunek za życia, a nie, jak wielu innych dopiero po śmierci i to właśnie IX Symfonia sprawiła, że powalił na kolana wiedeński światek znawców i koneserów muzyki.
W 1994 roku powstał film Wieczna młodość, w którym w roli Ludwika van Beethovena wystąpił Gary Oldman, razem z Isabellą Rosselini. Wtedy twórcy filmu starali się odpowiedzieć na pytanie, kto był miłością życia Mistrza, teraz jest to opowieść zawarta w krótkim odstępie czasu, raptem w kilku dniach, tuż przed premierą IX Symfonii. Kiedy dzieło wciąż w proszku, a sam Beethoven nie ma koncepcji co z tym wszystkim zrobić, do tego głuchota dodatkowo utrudnia zadanie, pojawia się kopistka.
Anna Holtz, bardzo dobra rola Diane Kruger, pewna siebie, młoda studentka kompozycji zostaje przysłana, aby pomóc Mistrzowi skończyć dzieło. Jego impresario zostaje postawiony przed faktem dokonanym, choć niechętny dziewczynie, zleca jej to zadanie. Anna bez zażenowania z podniesionym czołem i pewnym siebie spojrzeniem staje przed obliczem żywej legendy, Ludwika van Beethovena. Z początku odraża ją zachowanie kompozytora, jego prostackie odzywki i zwyczaje, jednak trwa to tylko przez chwilę. Przymykając na to oko, ma świadomość, że może pomóc skończyć wielkie dzieło, wie też, że może bardzo wiele się nauczyć i nie marnuje nadarzającej się okazji, korzysta z niej w sposób pełny.

sobota, 16 maja 2015

A co!

Rzadko, bo rzadko pozwalam sobie na odskocznię i choć na ogół takie głupotki omijam bokiem 
to ta wyjątkowo mi się spodobała... A co!


Underworld XLI

XLI

jeśli z radością
pobiegnę nad morze

nad jego brzegiem
spotkam Ciebie

jednym spojrzeniem
powiem że jestem

jednym uśmiechem
serce odmienię..

piątek, 15 maja 2015

Anna Herbich - Dziewczyny z Syberii


Skan zdjęcia, strona 267
Jest takie zdjęcie na jednej ze stron tej książki, które przedstawia dwie siostry, Wiesławę i Zdzisławę. Pomimo faktu, że żadna z nich w momencie zrobienia zdjęcia nie mogła mieć więcej, niż dziesięć lat są to już raczej dwie młode, piękne kobiety, niż małe dziewczynki.
Zdzisława Wójcik jest jedną z dziesięciu kobiet, które Annie Herbich opowiedziały swoje historie. Rok wcześniej były to historie dziewczyn i kobiet, które los zetknął w dowolnym miejscu i czasie z wybuchem Powstania Warszawskiego. Rok później dziesięć opowiedzianych historii ma jeden wspólny mianownik – trudne do opisania deportacje na Wschód, na Syberię, kiedy wszystko, co było do tej pory nagle w ciągu kilkunastu minut przestało istnieć. Piękne, poukładane, sielankowe życie, plany na przyszłość, rodząca się miłość, chęć dalszego kształcenia – wszystko musiało poczekać, czasem nigdy już miało się nie spełnić.
Nie ma lepszych, czy gorszych opowieści, nie ma relacji, które nie szokują, czy też nie poruszają do żywego, ale chyba najbardziej ujęła mnie ta opowiedziana przez urodzoną w 1915 roku kobietę – Nazywam się Zdzisława Wójcik i mam sto lat. Deportacja z ukochanym do łagru, wspólna ucieczka i kilka tygodni w syberyjskich tajgach, jego śmierć z wycieńczenia tuż obok niej, później droga przez mękę w siedmiu więzieniach. Choć i tak ująłem to w bardzo dużym skrócie. To była walka o każdy dzień, każdy promień słońca, którego nie widziało się czasem przez wiele dni, każdy oddech życia.

środa, 13 maja 2015

Serce serduszko (2014)

Po wczorajszej filmowej klęsce dziś obłędna filmowa uczta. Nie jest tajemnicą, że Jan Jakub Kolski to polski Tornatore. I o ile jego przedostatni film był chyba poszukiwaniem nowej formy przekazu to ten ostatni wielu poprzednim dorównuje, a odważyłbym stwierdzenie, że jest to jeden z najlepszych filmów w całym dorobku twórcy.
Serce serduszko zaskakuje od pierwszej, aż po ostatnią minutę. Niesamowity. Mądry. Pogodny. W tym urzekającym filmie drogi mnogość uczuć przekracza ogólnie dopuszczalną normę, a jednak tylko wychodzi mu to na dobre. Najlepsze pod słońcem lekarstwo dla skołatanej zamętami życiowymi duszy, balsam dla serca i historia, która prowadzi nas sama. 
Nie bez znaczenia jest też fakt doskonałego pod każdym względem, fenomenalnego debiutu Marysi Blandzi. Niebywały talent i doskonałe aktorstwo w roli młodej baletnicy z aspiracjami na pięknego łabędzia. Warto z uwagę przyglądać się tej dziewczynie, gdyż mam nadzieję, że na tej pierwszej roli jej twórczy rozwój się nie skończy. Naszą uwagę zwraca również rola Julii Kijowskiej, której filmowa Kordula długo nie może poradzić sobie sama ze sobą. Dopiero mała Maszeńka prostuje jej kręgosłup moralny.
Cieszę się, że mogłem go poznać i bez wątpienia będę do niego wracał. Film, który porusza wszystkie struny duszy.

-------------------------------------------------
Oficjalny zwiastun filmu dostępny jest w tym miejscu 
oraz piosenka finałowa z filmu Serce serduszko

Zajrzyj do Grupy Ruchome obrazy... :)

wtorek, 12 maja 2015

Underoworld XL

XL

morską plażą
dziś wędruję

z nocą ciemną
dziś obcuję

z nocą ciemną
sercu bliską

w oczy spojrzeć
w nich zatonąć..

poniedziałek, 11 maja 2015

Dłoń

Słowo od Mackenzie zainspirowało mnie do tego, aby sięgnąć po kiedyś napisany wiersz. To od niej: Warto mieć kogoś, kogo przynajmniej będziemy mogli mocno uścisnąć za dłoń.

A to ode mnie:

Dłoń

Jeśli jest coś, czego nie wiem,
jeśli są chwile, których nie znam,
jeśli spoglądam wciąż przed siebie,
jeśli jak mówią, dotykam wciąż Nieba,

kim że więc jestem w pełnym zawirowań świecie,
kim jestem, by wciąż szukać, czego nie znajdziecie,
kim jestem, by samotnie odkrywać Twój niepokój,
kim jestem wszak, by to, co było odeszło bezpowrotnie,

mówisz, że nie wiesz, kim jesteś dzisiaj,
mówisz, że nie wiesz, gdzie jest Twoja przystań,
mówisz też, iż nie znasz miejsca Swego,
mówisz zbyt wiele, a nikt Cię nie słucha,

podając dłoń odbieram Twój niepokój,
podając dłoń podaję także spokój,
podając dłoń bliżej jestem myśli Twojej,
podając ją wiem, co czujesz chwilę później,

jeśli więc jesteś, byłeś wrogiem sobie,
kim byłeś, kiedy oni byli obok,
mówisz, że nie wiesz, że nie znasz chwili,
podając dłoń drugą odsuń pistolet od skroni...

(04.11.28)

sobota, 9 maja 2015

Pociąg pędzący przez życie...

Pociąg pędzący przez życie, czyli...
                                      luźne spojrzenie na „Pierwszą miłość” Vladimira Nabokova 

(Narysuj, namaluj grafikę do tego tekstu... i prześlij na adres kominek@agkaminski.pl,
najciekawsza zostanie wyróżniona nagrodą)

Brakuje dobrych myśli, aby ubrać je w równie interesujące słowa. Brakuje takich, dzięki którym temat, o którym myślę wyda się prostszy, bardziej przystępny, będzie wreszcie takim, do którego będę w stanie podejść bez skrępowania, gdyż wciąż coś mnie krępuje. Coś, co nie pozwala swobodnie podejść do tematu, oddać się mu z pasją i w taki też sposób poprowadzić.
Im dłużej o nim myślę, tym dalej jestem i tylko wciąż przemijające obrazy za oknem jadącego pociągu mi towarzyszą. Pusty, ciemny przedział, miarowy stukot kół i ja gdzieś tam w środku, w swojej podróży przyglądam się i obserwuję wsiadających i wysiadających na peronach ludzi. Na małych, wiejskich stacyjkach i co pewien czas, na dużych dworcach w kilku większych miastach w tej bardzo długiej podróży bez określonej stacji docelowej. To ku niej teraz zmierzam i jeśli tam dotrę zapewne szepnę słówko.
Pierwsze zetknięcie się z opowiadaniem Vladimira Nabokova sprawiło mi miłą niespodziankę. Wystarczyło kilka początkowych akapitów, aby przeniknąć w nie głębiej i zostać w nim na znacznie dłużej, niż z początku myślałem. Uczucie trudne do opisania, a jednak bardzo miłe. Wystarczy kilka pierwszych wierszy, taki lub inny początek historii i już wiem, że mi się spodoba, choć przecież trudno oceniać całokształt jedynie po wstępie, a może po wstępie do wstępu. Tu jednak nie miałem problemu, aby właśnie tak do tego podejść.

czwartek, 7 maja 2015

Hołownia & Prokop - Wszystko w porządku (Układamy sobie życie)

Czytam sobie niespiesznie książkę, która ma w sobie określoną dawkę praktycznej wiedzy społecznej, kulturalnej, światopoglądowej, czy może zupełnie abstrakcyjnej. I co ważne w przeciwieństwie do wielu innych publikacji nie jest istotne, na której stronie otworzysz – zawsze będzie to ta właściwa.
Biorąc pod uwagę fakt, że już jest dostępna w sprzedaży - premiera książki miała miejsce 24 października (2013 roku) nakładem Wydawnictwa Znak - sami możecie po nią sięgnąć i przekonać się, jak być może zwariowana i szalona jest sama w sobie. Przyznać muszę, że określone fragmenty lektury przywołały uśmiech, inne zdziwienie, jeszcze inne bliżej nieokreślone uczucie. A  jednak wszystko jest w porządku ze świadomością, że świat Szymona Hołowni jest diametralnie inny, niż Marcina Prokopa. Dzięki temu określone spojrzenia bardziej zaskakują, niż mogłoby się wydawać.
Marcin Prokop i Szymon Hołownia są przyjaciółmi, ale żyją w dwóch zupełnie odmiennych galaktykach. Obaj sięgnęli po wszystko to, co ich otacza, dzieli, cieszy, wkurza, pasjonuje, motywuje do życia i wrzucili do pudeł opisanych różnymi kategoriami. Później się nimi zamienili, aby wzajemnie poznać swoje odmienne, momentami szczególnie osobliwe dziwactwa, czy może jedynie pasje i fascynacje.

poniedziałek, 4 maja 2015

Underworld XXXIX

XXXIX

mury runęły
nie ma już krat

wolność podana
jest teraz w Nas

wolność podana
krwią okupiona

umiejmy dziś
uszanować ten dar..