Zanim na dłużej zatrzymam się przed najnowszą książką Marka Krajewskiego, W otchłani mroku, szepnę słówko o jego starszej powieści Liczby Charona, które mają jeden, wspólny, doskonały mianownik w osobie Edwarda Popielskiego.
Nie trzeba być matematykiem, filozofem, czy badaczem Pisma Świętego, aby już od pierwszych stron poczuć lekkość tej zaskakującej pod każdym względem opowieści.
Styl Marka Krajewskiego do tej pory mi nieznany, zaskoczył mnie wszystkim, co w dobrej powieści powinno się znaleźć. Byłem, jestem i pewnie jeszcze długo będę urzeczony podróżą do Lwowa z jego jakże egzotycznym i metafizycznym wizerunkiem z okresu przedwojennego.
Tak subtelnie i lekko oddane wszystko to, co już jest odległą przeszłością, sposób opowieści, który nie ma sobie równych. Styl, który zaskakuje, lekko dotyka duszy i zostawia w niej swoje małe piętno.
Burzą się we mnie emocje, igrają ze sobą doznania, uczucia i myśli. Poruszone zostały liczbami i tym wszystkim, co ze sobą niosą. A liczby Charona to już nie przelewki, to czysta otchłań, która nie ma dna. To podróż, z której nie ma już powrotu, to wizja końca swoich dni, to chłodny dotyk przeznaczenia w jego najgorszej postaci.
Komisarz Edward Popielski pragnie odmienić swój los, który od pewnego czasu nie jest dla niego łaskawy. Nie wiąże końca z końcem, jego zbyt długi język spowodował dyscyplinarne usunięcie z policji, życie osobiste też w kratkę i nagle los stawia przed nim wyzwanie – zawodowe i uczuciowe, w określonym momencie oba będą stanowiły jedność.
- Ze wszystkich zalet ciała Renaty Sperling u Popielskiego najwyższą fascynację wzbudzały zawsze usta – i wtedy, gdy dziewięć lat temu przygotowywał młodziutką gimnazjalistkę do matury z matematyki, i teraz - gdy siedziała w jego gabinecie i mocno skrępowana, zaciskała palce na pasku niedrogiej skórzanej torebki. Choć wtedy jej usta były blade, a dzisiaj pociągnięte czerwoną szminką, i przed laty, i teraz tak samo drżały, układając się w literę „o”, kiedy wypowiadały cicho podziękowania „za poświęcony jej cenny czas”.
Książka, której trudno się oprzeć. Doskonała w każde miejsce, czy to w podróży pociągiem, czy może w altanie wśród zieleni i otaczających nas uroków wiosny. Każde miejsce, czas i pora są odpowiednie, aby sięgnąć po Liczby Charona, zmierzyć się nimi i czerpać przyjemność z tej wyjątkowej metafizycznej podróży.
Jednocześnie, to, co ważne, finał daje wiele do myślenia i przyznać trzeba, że mile zaskakuje. Intryga, godna najlepszych twórców kina, bo aż się prosi, aby przenieść ją na duży ekran budując doskonały thriller z pięknymi zdjęciami, dobrze opracowaną scenografią, odpowiednio dobraną obsadą i umiejętnie skomponowaną muzyką, która zepnie to wszystko w jedną klamrę.
Tak naprawdę Liczby Charona to gotowy materiał na scenariusz, a Edward Popielski? Tu warto się jedynie zastanowić, kto najlepiej oddałby jego jakże pełną sprzeczności postać.
Marek Krajewski, Liczby Charona, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011
Artur G. Kamiński
Więcej o książce na Lubimyczytac.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Literacka przestrzeń również w drugim blogu.