Od czasu, gdy pisałem te słowa minął prawie rok, który pozwolił zaistnieć również drugiej płycie Sylwii Grzeszczak, o której będzie również okazja, aby wspomnieć w tym miejscu. Nie zmienia to faktu, że jest to dla mnie jeden z wiodących kobiecych głosów na polskiej scenie muzycznej.
W polskiej muzyce rozrywkowej w chwili obecnej jest tak wielki wysyp twórców, że czasem trudno ogarnąć, kto jest, kto, skąd się pojawił, jaką gra muzykę. Mnogość programów muzycznych i rozrywkowych sprawia, że artyści różnej maści rosną, jak grzyby po deszczu.
Jednak czasem pojawia się perełka, w tym przypadku artystka, która jednym utworem czaruje w tak niebagatelny sposób, że nie ma nic więcej do dodania. A jeśli pojawia się kolejny, równie doskonały utwór, wtedy podziw sięga już prawie zenitu. Choć jak dobrze wiemy, dwa utwory to jeszcze nie szczyt marzeń. Cała płyta może być kiepska, a mieć tylko te dwa doskonałe utwory.
Trzeba naprawdę dużej charyzmy, niebagatelnego talentu, głosu, który porywa, aby zawładnąć bez reszty… i tak właśnie się stało w przypadku Sylwii Grzeszczak. Słowa, choć napisane prawie rok wstecz są wciąż aktualne, bo do płyty Sen o przyszłości wracam tak często, jak to możliwe i czekam na nowe dokonanie Sylwii Grzeszczak, oby niedługo. I tak się w sumie stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Literacka przestrzeń również w drugim blogu.