Minęło raptem kilka dni od premiery najnowszej książki Renaty Kosin. Choć w swoim twórczym dorobku ma już kilka powieści, Sekret zegarmistrza jest pierwszą jej pióra, którą miałem niewątpliwą przyjemność odkrywać. Miałem również nadzieję, że słowem końcowym uda się znacznie wcześniej wypełnić intelektualną przestrzeń, jednak czas rządzi się swoimi niezmiennymi prawami.
Czas, który dla zegarmistrza ma jakże ważne i istotne znaczenie. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Stare, niedokończone sprawy w nowym świetle innej epoki głośno i wyraźnie dadzą znać o sobie. Renata Kosin z wyjątkową swobodą plecie z luźnych nitek misternie utkaną opowieść.
Nie bez znaczenia dla zrozumienia świadomego istnienia tej opowieści jest Lena z jej przeszłością zawieszoną w starym dworku, w którym to, co minione mierzy się z tym, co wiadome i konieczne. Jak remont, który w niezamierzony sposób odkrył przed Leną starannie ukrywaną wstydliwą tajemnicę.
Sekret zegarmistrza w fascynujący sposób przenika do świadomości czytelnika. Wielopokoleniowy konflikt rodzin głęboko osadzony w powstaniu styczniowym, w którym rodzina Śmiałkowskich licznie brała udział jest swoistym preludium tragicznych i bolesnych zdarzeń. Jednak, aby w namacalny sposób to odczuć trzeba poznać Lenę i jej emocjonalny związek z domem, który wciąż pełen jest duchów i niedopowiedzeń. Żonę i matkę, artystkę, kobietę mądrą, inteligentną, na której barkach los złożył brzemię minionych dni.
Celowo mniej mówię, niż myślę, celowo również w wątku błądzę, gdyż powiedzieć za dużo, to zrobić innym przykrość w lekturze. A tutaj warto samemu odkrywać przekazywaną historię, bez pośpiechu nić wątku tragicznego losu Emilie de Fleury na kłębek nawijać.
Coś się rodzi, coś się zaczyna, skłócone od lat rodziny nie potrafią znaleźć porozumienia. Czas przemija nie przynosząc właściwego rozwiązania, choć ono samo na wyciągnięcie ręki cierpliwie czeka na odkrycie. Lubię i cenię książki, które żyją własnym rytmem, które dzięki lekkości pióra autora nam maluczkim lekkością opowieści swobodnie podarowanym słowem spadają na powieki.
Nic nie jest pozostawione tu przypadkowi, nic nie dzieje się bez przyczyny, a skoro cel uświęca środki nie żałuj grosza Czytelniku Drogi na Sekret zegarmistrza. Przypadkowe przedmioty i miejsca stały się dla Renaty Kosin zarzewiem opowiadanej historii, to na nich oparła losy Leny, jej córki Kseni, seniorki rodu Honoraty, ale przede wszystkim odkryte na kartach memuaru panny z dobrego domu, Emilie de Fleury.
Polska i Francja, Lazurowe Wybrzeże, ale też malownicze i urokliwe Podlasie. Zanurzeni w rwący nurt tej opowieści sekret zegarmistrza zgłębiamy coraz bardziej uświadamiając sobie, że ma przynajmniej jedno intrygujące znaczenie. Jedno, a może też więcej.
Najbardziej wiekowy wydawał się mały złoty zegarek z bransoletką w formie grubego łańcuszka. Lena zawsze nakręcała go na końcu i za każdym razem przytrzymywała w rękach dłużej niż pozostałe. Był wyjątkowy, jednak nie ze względu na urodę, bo w pudełku znajdowało się przynajmniej kilka znacznie ładniejszych zegarków, ale ponieważ nie opisano go jak pozostałe. Zamiast kartki z nazwiskiem miał na odwrocie inicjały. JB. I nic więcej.
Renata Kosin, Sekret zegarmistrza, Wydawnictwo Znak, Kraków 2016
Więcej o książce na Lubimyczytac.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Literacka przestrzeń również w drugim blogu.