Welcome To Netflix

poniedziałek, 1 lutego 2016

Zakochani widzą słonie (2005)

Powiem otwarcie, nie jest to film, który spodoba się wszystkim. Kino dla koneserów, dla widzów, którzy lubią się filmem smakować, lubią się delektować. Film czarno-biały, co tylko dodaje mu uroku.
Oto mamy Daniela, który zasadniczo żyje powietrzem, zarabia sporadycznie, nie rozstaje się ze swoimi ulubionymi słuchawkami i wciąż ma, z byle powodu, problemy z prawem. Jest Roger, zwany Dziadkiem, najlepszy przyjaciel Daniela, wielki pasjonat sędziowania, zaskakujący swym postępowaniem i strojem, w którym można go prawie zawsze spotkać. Nie można też zapomnieć o Wysokim Sądzie w osobie cichego, skromnego człowieka, który staje się coraz bardziej niespokojny. Los połączy go z Danielem.
Oto trzech króli. Jest też dama do karety. Jednemu powie, że go kocha, z drugim się zwiąże, a trzeci nigdy nie zobaczy jej na oczy.
Ta skromna historia w dziesięciu aktach napisana, zagrana i zmontowana w każdym z nich ukrywa coś ważnego, godnego uwagi, dowcipnego, ale i poważnego. Zakochani widzą słonie wywołuje bardzo różne emocje, w dużej mierze pozytywne, dobrze wpływające na widza. Jednak nie jest to film lekki, łatwy i przyjemny, tak tylko może się wydawać, na pierwszy rzut oka.
Jest tylko jeden moment, jeden krótki kadr, w którym pojawia się kolor. Chwila nagłej zadumy, kiedy życie się zatrzymuje, most się podnosi i przez kilka sekund nie trzeba zupełnie nic robić.
Zastanawiam się, jak Wy odbierzecie ten fragment filmu. Ja wciąż nie wiem, jakie było zamierzenie reżysera, co chciał mi przez to powiedzieć, ale bez wątpienia przyjdzie moment, w którym na to wpadnę. Niby nic wielkiego, a jednak coś, co prowadzi nas ku zadumie, nagłe wytrącenie z równowagi, jak Daniel idący gdzieś w środku Hiszpanii przez skalną pustynię, gdy nagle wyrasta przed nim... lotnisko.
Ale taki właśnie jest ten film. A może ten jeden krótki kolorowy kadr, uzmysławia nam, iż obraz barwny miałby zupełnie inny klimat. Kto wie, może tak właśnie jest.
To, co warto podkreślić, reżyser filmu Dagur Kari ma już na swoim koncie inny, równie zakręcony film zanurzony klimatem w białym, gęstym śniegu Islandii. Myślę tu o Noi Albinoi. Zarówno Daniel, jak i Noi, są mocno oderwani od rzeczywistości, co nie zmienia faktu, że są bardzo blisko z nią związani, tylko związani inaczej, a może normalni inaczej. A może jedno i drugie, a może nie. Z całą pewnością, jeśli podobał się Wam Noi Albinoi, zakochanym przyglądającym się słoniom przez dużą szybę chętnie też się przyjrzycie.
Film Zakochani widzą słonie jest kolejnym obrazem z cyklu „Plus dla Koneserów”. 


Zajrzyj do Grupy Cinema Malena... :) 
Zaproś przed Kominek swoich Przyjaciół :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Literacka przestrzeń również w drugim blogu.