Krótki,
ale jakże wymowny tekst. Jego autorką jest piętnastoletnia Weronika Głowacz. To
był mój cichy faworyt w Konkursie literackim, Kartka z Powstania Warszawskiego.
„24 sierpnia 1944r.
Dwadzieścia
cztery dni... Dwadzieścia cztery dni powstania... Wydaje mi się, jakby w jednej
chwili cała Warszawa złożyła się jak domek z kart. Wokół znajdują się barykady.
Gdzieś ktoś krzyczy: Ognia!... W pewnym momencie słyszę dobrze znane mi słowa:
Bombardują... Co znów bombardują? Czy zbombardowany szpital, kamienice, domy im
nie wystarczą? Dlaczego wciąż chcą więcej i więcej? Nie wiem... Idę wolnym
krokiem ulicą Marszałkowską. Jeszcze tylko kilka kroków, zakręt i... piwnica...
Ciemna piwnica, w której urywa się cała rodzina... Moja rodzina... Ukrywa się
przed kolejnymi nalotami, które zdarzają się kilka razy w ciągu dnia. Jeszcze
żyją, ale... Czy dożyją końca powstania? To pytanie zadaję sobie każdego dnia.
Dzisiaj wracając do domu widziałam dziewczynkę. Miała sukienkę w kwiatki i
blond włosy splecione w dwa niesforne warkoczyki. Wyglądała na dziesięć, może
jedenaście lat. Stała na rogu ulicy i śpiewała. Śpiewała „Warszawo ma...”...
Miała piękny głos. Stanęłam na chwilę, aby posłuchać. Wokół mnie wciąż biegali
powstańcy, którzy strzelali i krzyczeli. Ta mała istotka walczyła piosenką...
Gdy
padły słowa, „bo nie wiem, czy jeszcze zobaczę cię jutro...” podszedł do niej niemiecki
oficer. Nawet wtedy, kiedy całe miasto stało w ogniu, gdy na każdej ulicy było
mnóstwo powstańców, sanitariuszek, łączników, a większość budowli popadło w
ruinę, byli równie okrutni jak każdego zwykłego dnia. Krzyczał, aby przestała
śpiewać. Mała jednak śpiewała coraz głośniej... Nie poddała się... Wtedy, ten
oficer wyciągnął pistolet. Jakiś chłopiec w podobnym wieku do tej dziewczynki,
z przewieszonym przez ramie karabinem i w hełmie na głowie, zaczął krzyczeć:
„Martusia! Uciekaj!!!” i biec w jej stronę. Ten Niemiec, wymierzył w stronę
tego chłopca i nacisnął spust. Dziecko zatoczyło się i upadło na ulicę.
Dziewczynka podbiegła i ze łzami w oczach, zaczęła nucić melodię, śpiewanej
wcześniej piosenki. Oficer znów wymierzył... W huku wystrzałów, unoszących się
w całej Warszawie, dwa krótkie strzały nie były praktycznie wcale słyszalne.
Słyszałam warkot silników samolotów. Pobiegłam ile sił do naszej ciemnej,
ponurej piwnicy i schowałam twarz w ramiona mamy. Kolejny nalot... Dla mnie
było to już normalne. Mogłam się tego spodziewać. Kolejny dzień, kolejny
nalot... Znów słychać odgłosy spadających bomb i zawalających się budynków.
Gdzieś obok naszej piwnicy, płakało dziecko. Chciałam iść, przytulić je, ale
matka zatrzymała mnie w swoich ramionach. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
Nagle płacz dziecka umilkł. Jakby w jednej chwili, skrzypkowi pękła struna w
skrzypcach i nie mógł dalej grać. Próbowałam zasnąć w melodii wystrzałów. Nie
mogłam. Nie pozwalał mi na to obraz, który widziałam jeszcze kilka godzin
temu... Martwe ciało chłopca, a na nim ciało dziewczynki w blond warkoczykach i
kwiecistej sukience, leżących na środku pustej ulicy Warszawskiej, pomiędzy
dwiema barykadami...”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Literacka przestrzeń również w drugim blogu.