Jest takie zdjęcie na jednej ze stron tej książki, które
przedstawia dwie siostry, Wiesławę i Zdzisławę. Pomimo faktu, że żadna z nich w
momencie zrobienia zdjęcia nie mogła mieć więcej, niż dziesięć lat są to już
raczej dwie młode, piękne kobiety, niż małe dziewczynki.
Zdzisława Wójcik jest jedną z dziesięciu kobiet, które Annie
Herbich opowiedziały swoje historie. Rok wcześniej były to historie dziewczyn i
kobiet, które los zetknął w dowolnym miejscu i czasie z wybuchem Powstania Warszawskiego. Rok później dziesięć opowiedzianych historii ma jeden wspólny
mianownik – trudne do opisania deportacje na Wschód, na Syberię, kiedy
wszystko, co było do tej pory nagle w ciągu kilkunastu minut przestało istnieć.
Piękne, poukładane, sielankowe życie, plany na przyszłość, rodząca się miłość,
chęć dalszego kształcenia – wszystko musiało poczekać, czasem nigdy już miało
się nie spełnić.
Nie ma lepszych, czy gorszych opowieści, nie ma relacji,
które nie szokują, czy też nie poruszają do żywego, ale chyba najbardziej ujęła
mnie ta opowiedziana przez urodzoną w 1915 roku kobietę – Nazywam się Zdzisława Wójcik i mam sto lat. Deportacja z ukochanym
do łagru, wspólna ucieczka i kilka tygodni w syberyjskich tajgach, jego śmierć z
wycieńczenia tuż obok niej, później droga przez mękę w siedmiu więzieniach.
Choć i tak ująłem to w bardzo dużym skrócie. To była walka o każdy dzień, każdy
promień słońca, którego nie widziało się czasem przez wiele dni, każdy oddech
życia.
I nie bez znaczenia jest myśl, która dotyka każdej z tych
opowieści – Polka? Można poznać po
charakterze! Ale jest inna myśl, która jeszcze mocniej podkreśla
wyrazistość tego, z czym zmierzyły się te kobiety i czego wszystkie doświadczyły
– Gdyby Bóg zechciał wskrzesić wszystkich
więźniów łagrów, to w całej Rosji podniosłaby się ziemia.
Ta jedna myśl, to krótkie zdanie ma tak wielką emocjonalną
siłę, iż trudno się nad nim nie zatrzymać, zadumać mając świadomość, jak wielka
była to tragedia tysięcy rodaków, których dotknęły dwie wielkie fale deportacji
tylko, dlatego, że mieli zaszczyt urodzić się Polakami.
Premiera książki zbiegła się w czasie z 70 rocznicą
zakończenia II wojny światowej. Rocznicą, która dla Polaków jest datą szczególną,
datą kończącą kilkuletnią okupację, w której miejsce pojawić się miała trwająca
kilkadziesiąt lat obezwładniająca dominacja państwa radzieckiego, który niósł „wolność”
wszystkim wyzwolonym narodom. Na czerwonych sztandarach, które zamieniły mniejsze
zło w jeszcze większy koszmar.
Pojawiała się taka myśl w tej książce, której nie potrafię
odszukać, aby wiernie ją zacytować. Jedna z tych kobiet dziwiła się tej masowej
emigracji, choć już nie deportacji i temu szukaniu szczęścia na siłę na obczyźnie
bez świadomości, że grzechem jest opuścić swój kraj. Nie potrafiła tego
zrozumieć.
Anna Herbich po raz kolejny wykonała doskonałą reporterską
robotę docierając do kobiet z różnych środowisk, które z jednej strony jesień
swoich dni spędzają wśród najbliższej rodziny, ale też, jak to jest w przypadku
Weroniki Sebastianowicz, która o polskość wciąż musi walczyć na Białorusi. Jakby przez te kilkadziesiąt lat nic się nie zmieniło, a jednak i niech ten
krótki cytat będzie szczególną puentą tego literackiego spojrzenia na Dziewczyny
z Syberii – Czasami mnie pytają,
dlaczego ja również nie wyjadę. Dlaczego nie opuszczę Białorusi. Odpowiadam, że
nie ma o tym mowy. Że ja się stąd nie ruszę za żadne skarby. Jestem w tę ziemię
wrośnięta korzeniami. To jest bowiem nasza ziemia. Tu są groby moich przodków i
moich najbliższych. W tę ziemię wsiąkła krew mojego brata. Tu jedenaście lat
temu pochowany został mój mąż. Chcę spocząć u jego boku.
Anna Herbich, Dziewczyny z Powstania, Znak HORYZONT, Kraków 2014
Anna Herbich, Dziewczyny z Syberii, Znak HORYZONT, Kraków 2015
Artur G. Kamiński
Więcej o książce na Lubimyczytac.pl
Artur G. Kamiński
Więcej o książce na Lubimyczytac.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Literacka przestrzeń również w drugim blogu.