Druga z finalistek Konkursu literackiego, Kartka z Powstania Warszawskiego. Tym razem jest to praca najmłodszej uczestniczki konkursu, piętnastoletniej Alicji Bassek, która przyjęła powstańczy pseudonim, Kruk.
Nie mogę zasnąć. Podłoga jest strasznie twarda, a w kącie jakaś kobieta uspokaja swoją córeczkę. Dziewczynka szlocha. Podobno wraz z matką przeszły piekło podczas bombardowania. Jestem pewna, że to prawda. Każdy z nas je teraz przechodzi. Wzdrygam się, gdy znów słyszę odgłosy wybuchów. To kolejny powód niedający mi zasnąć. Wybuchy i strzały są teraz głosami Warszawy. Walczącej Warszawy. Staram się zapaść w sen licząc owce. Nie pomaga. Co noc przechodzę ten sam koszmar. Bezskuteczne próby i kilka godzin niespokojnego snu to norma. Przez moje zmęczenie można by sądzić, że zadanie, które mi powierzono jest zbyt trudne. Przecież piętnaście lat to bardzo mało. Jednak cieszę się, że mogę pomagać innym i wywoływać uśmiech na twarzach ludzi. Każdy uśmiech podnosi na duchu, o czym doskonale wiem. Jednak roznoszenie pakunków jest bardzo odpowiedzialne i niebezpieczne. Moja przyjaciółka została zastrzelona… właśnie, gdy niosła opatrunki. Sama myśl o niej sprawiła mi ból i wywołała łzy. Otarłam je wierzchem rękawa. Wiem jednak, że każdy kogoś stracił. Z dumą myślę o ludziach, którzy walczą w pierwszej linii i żałuję, że nie mogę im pomóc. Z tą myślą w głowie zapadłam w usiany koszmarami sen.
Nie mogę zasnąć. Podłoga jest strasznie twarda, a w kącie jakaś kobieta uspokaja swoją córeczkę. Dziewczynka szlocha. Podobno wraz z matką przeszły piekło podczas bombardowania. Jestem pewna, że to prawda. Każdy z nas je teraz przechodzi. Wzdrygam się, gdy znów słyszę odgłosy wybuchów. To kolejny powód niedający mi zasnąć. Wybuchy i strzały są teraz głosami Warszawy. Walczącej Warszawy. Staram się zapaść w sen licząc owce. Nie pomaga. Co noc przechodzę ten sam koszmar. Bezskuteczne próby i kilka godzin niespokojnego snu to norma. Przez moje zmęczenie można by sądzić, że zadanie, które mi powierzono jest zbyt trudne. Przecież piętnaście lat to bardzo mało. Jednak cieszę się, że mogę pomagać innym i wywoływać uśmiech na twarzach ludzi. Każdy uśmiech podnosi na duchu, o czym doskonale wiem. Jednak roznoszenie pakunków jest bardzo odpowiedzialne i niebezpieczne. Moja przyjaciółka została zastrzelona… właśnie, gdy niosła opatrunki. Sama myśl o niej sprawiła mi ból i wywołała łzy. Otarłam je wierzchem rękawa. Wiem jednak, że każdy kogoś stracił. Z dumą myślę o ludziach, którzy walczą w pierwszej linii i żałuję, że nie mogę im pomóc. Z tą myślą w głowie zapadłam w usiany koszmarami sen.
Nieprzenikniona ciemność. Cisza. Słyszę tylko nierówne oddechy. W kanałach jestem nie pierwszy raz, jednak zawsze ogarnia mnie przerażenie. Posuwamy się powoli, z największą ostrożnością. Zapach ścieków drażni mój nos. Nie przejmuję się tym jednak, jestem wręcz zadowolona. Zapach ten oznacza, że żyję. Idę wpatrzona w mrok. Zwykle brak mi czasu na rozmyślanie o śmierci, zniszczeniu, rozpaczy. Tylko w bezsenne i złe noce poświęcam moje myśli takim sprawom. Same wtedy do mnie przychodzą. Jednak w kanałach wszystko odczuwam silniej. Myślę o tym, co stało się z moją rodziną, tęsknie. Nie miałam od nich żadnych wieści od początku powstania. Martwi mnie to. Strach, że coś im się stało zżera mnie od środka, tak samo mocno, jak pobudza nadzieja, że nic im nie jest. Chciałabym ich znów zobaczyć. Jednak obecnie muszę zadowolić się wspomnieniami i marzeniami. Nagle się zatrzymaliśmy. Omal nie wpadłam na chłopaka przede mną. Wszystko ucichło. Przerażenie zmieszało się z nadzieją. Postój może oznaczać tylko jedno. Na myśl o tym moje serce wywinęło koziołka, a do oczu napłynęły łzy. Po chwili kanał się rozjaśnił.
Stawiam krok za krokiem. Szybkim truchtem przechodzę przez ulicę, by skryć się w cieniu. Nieświadomie spoglądam w dół na moją torbę i sprawdzam czy nie zgubiłam pakunku. Barykada, do której mam dostarczyć tajemniczy pakunek jest kilka przecznic dalej. Co jakiś czas słychać z tamtej strony odgłosy wystrzałów. Złapawszy oddech ruszam dalej. Biegnę nisko pochylona, skryta w cieniu. Po kilku minutach dostrzegam swój cel. Widzę, że ktoś patrzy w moim kierunku, ale mnie nie dostrzega. Pewnie ma za zadanie odebrać paczuszkę. Zaczynam grzebać w torbie by znaleźć lusterko. Mam nim nadać sygnał by mnie zauważyli. Kieruję trzymany w ręce kawałek w stronę słońca i obracam powoli na boki. Mężczyzna mnie dostrzega i rusza. Widzę jak przekrada się i dociera do mnie. Salutuję mu i szybko mówię:
- Zgłaszam się z pakunkiem specjalnym. - Zaraz potem podaję mu mała paczuszkę owiniętą w biały materiał. Odbiera ją i dziękuje, a następnie oboje się rozchodzimy. Moje serce wypełnia duma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Literacka przestrzeń również w drugim blogu.