Ostatnia z prac pokonkursowych, która znalazła się w ścisłym
finale. Jej autorką jest Sandra Bońkowska, która w konkursie Kartka z Powstania
Warszawskiego przyjęła powstańczy pseudonim Lalka. Zapraszam do lektury.
I pamiętam padał deszcz tego dnia, gdy jako 19 letnia
sanitariuszka trzymałam w ramionach swojego narzeczonego. Widziałam jego piękne
czarne oczy, które powoli zamykały się, widziałam uśmiech, którym obdarował
mnie po raz ostatni. Czy byłam silna? Nie wiem. Serce mi pękało, ale
wiedziałam, że muszę być silna, że muszę pokazać Jankowi, że dam sobie radę, że
przeżyje dla niego.
I pamiętam nagle zapach świeżych konwalii, które jeszcze
przed Powstaniem codziennie przynosił mi Janek. Rzucał małym kamyczkiem w okno,
to był nasz znak, podekscytowana i z dziecięcą radością zbiegałam na dół,
rzucałam mu się na szyje i bez końca całowałam. I pamiętam jego śmiech
beztroski, gdy patrzył na mnie jak wdycham zapach tych małych kwiatków.
Słyszę strzał i nagle wszystko wokół mnie znika, Janek,
konwalie, słońce, radość to wszystko gdzieś odchodzi, umyka, a ja nagle
uświadamiam sobie, że to nigdy nie wróci. Nigdy nie zobaczę już mojego
ukochanego, ale też nigdy już nie będę tą samą dziewczyną co kiedyś. Z nim
umarła także ta młoda, uśmiechnięta Wanda. Janek zginał w 27 dniu Powstania
Warszawskiego.
Gdy patrzyłam jak odchodzi, czułam tylko pustkę, samotność i
deszcz ten ciepły, sierpniowy deszcz. Z tego dnia pamiętam jedynie, pocałunek
Janka gdy szedł na Wolę i obiecywał, że wróci po mnie. Pamiętam swój krzyk, gdy
zobaczyłam jak upada tuż przy barykadzie. Pamiętam, że jego wargi poruszały się
mówiąc „czekam na Ciebie”, pamiętam też, że przybiegł po mnie kolega z
oddziału krzyczał, że musimy wracać, że
już mu nie pomogę, że muszę przeżyć. Poddałam się i poszłam razem z nim.
Zaprowadził mnie do naszego szpitalika. Tam moje koleżanki sanitariuszki
opatrzyły mi ranę, której nawet nie czułam. Miałam krwawiącą ranę na nodze,
którą nabyłam, gdy padłam na kolana przy Janku.
Myślałam, że do Powstania już nie wrócę, że nie jestem na
tyle silna, myślałam, że dla mnie wszystko się skończyło, jednak myliłam się.
Byłam młoda i potrzebna. Widziałam nadal, że Ludzie umierają, że giną moje
koleżanki, koledzy, mój oddział powoli się zmniejsza. Postanowiłam, że wrócę do
walki, że będę walczyć o wolność.
Gdy moja rana zagoiła się wróciłam na Stare Miasto, mimo, że
byłam wyczerpana i osłabiona. Biegałam i opatrywałam rannych powstańców, często
na rozkaz dowódcy biegałam z meldunkami jako łączniczka. Było to bardzo
niebezpieczne. Nieraz igrałam ze śmiercią, ale wtedy o tym nie myślałam
,chciałam przeżyć, nadal miałam sny, marzenia, nadal miałam rodzinę. Miałam dla
kogo żyć.
Wkrótce potem oddział do którego należałam, dostał rozkaz by
walczyć na warszawskich Powązkach. Byliśmy tak wyczerpani, że spaliśmy w dołach
wykopanych przez chłopców z oddziału. To była moja druga rodzina. Po śmierci
Janka chłopcy wspierali mnie na tyle ile mogli, raz udało im się zdobyć dla
mnie nową panterkę i lusterko. Śmiali się ze mnie, że muszę coś ze sobą zrobić,
bo wyglądam strasznie. Traktowali mnie jak młodszą siostrę, bo tak naprawdę
byłam tam najmłodsza.
Pamiętam wszystko z tego czasu kolory, ludzi,pamiętam
strzały,krzyki,które powracają do mnie nadal w sennych koszmarach. Nigdy nie
zapomniałam o przyjaciółkach z powstania,nigdy nie zapomniałam o Janku,dlatego
też jego zdjęcie nadal stoi w ramce na komodzie. Zawsze przy tej fotografii
stawiam świeże konwalie.
Teraz gdy patrzę na deszcz za oknem,widzę siebie klęczącą przy
Janku,który umiera. Widzę to dzielną dziewczynę, która z całych sił chciała być
przy swoim ukochanym.
I pamiętam padał deszcz tego dnia, gdy jako 19 letnia
sanitariuszka trzymałam w ramionach swojego narzeczonego. Janek umarł, a z nim
umarła Wanda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Literacka przestrzeń również w drugim blogu.